czwartek, 29 stycznia 2009

Ja mam to

Mam telefon z aparatem 5 mpx., choć nie jestem fotografem. Mam zwolnienie lekarskie, choć nie czuję się wolny. Mam wrażenie, choć nie jestem wrażliwy, że tracę czas (choć przecież nie należy do mnie). Mam nadzieję, choć nie mam wykałaczki ani dzidy, że nie wybudują mi za płotem autostrady, a naturalne siedlisko bączka, ślepowrona (wtf? Jaruzel tutaj?) i rybitwy białowąsej zostanie zachowane.

A czy Ty masz to?



sobota, 17 stycznia 2009

Kultura osobista i skromność

Dzisiaj na poważnie. Otóż, w zeszłym tygodniu dane mi było być na koncercie Grzegorza Turnaua. Było bardzo kameralnie, nastrojowo. Czarny fortepian, choinka i artysta. Wyjątkowe piosenki i interpretacje. Nie o tym jednak chciałem pisać. To, że są wykonawcy potrafiący emocje przekazać, a nie tylko wzbudzić swoimi rozbieranymi fotkami, powszechnie wiadomo. Pan Grzegorz ma natomiast jeszcze jedną, bardzo dzisiaj cenną i poszukiwaną cechę - skromność. Parafrazując Sienkiewicza, można napisać, że było to widać, słychać i czuć. Wydaje się, że po 20 z górą latach nadal ma do siebie ogromny dystans. Po prostu śpiewa piosenki, daje wybrzmieć pięknym słowom i dźwiękom. Bez gwiazdorstwa, póz i umizgów w stronę publiczności. Moment, który najbardziej utkwił mi w pamięci, to ten, kiedy mówił coś o Piwnicy Pod Baranami i zdanie zaczął od: „dane mi było być częścią…”. W tym momencie większość dokończyłaby zdanie mówiąc „dane mi było być częścią historii”, co brzmi naturalnie, no bo w końcu tak się mówi, a i sam Turnau to nie byle kto. Pan Grzegorz jednak, gdy wypowiedział słowo „częścią”, zastanowił się sekundę i dokończył „dane mi było być częścią… tamtych wydarzeń”. Niby niewielka różnica, ale kulturę osobistą widać właśnie poprzez takie niuanse. Klasa człowiek. A potem drogi czytelniku wchodzisz na Onet i czytasz wypowiedź Dody, cytuję: „nikt nie zaprzeczy, że stałam się ikoną”. Żal.


Z innych nieciekawostek: powodowany nagłym impulsem* zgłosiłem tę stronę do konkursu na blog roku 2008. Z dostępnych kategorii zdecydowałem się na „absurdalne i offowe”, choć raczej żaden ze mnie Bareja, a z offowcem, też raczej nikt mnie nie pomyli. Sweter noszę tylko do pracy, nie lubię Sartra ani Chomsky’ego, nowoczesnej czy tam ponowoczesnej sztuki, performansów z fekaliami, bezczeszczenia zwłok, nie słucham muzyki wykonywanej na pokrywach od śmietników, wnętrznościach zwierząt, nie wiem… Nie mam na imię Dobromir, Gniewomir ani inny „mir”. Nawet nie Miłosz czy Patryk. Z tych i innych względów nie będę się zapewne liczył w stawce, ale nie piszę tego po to, żeby się pożalić. Czynię to po to, żeby wyrazić moje zdziwienie i dezaprobatę dla znacznej części blogów, które zdarzyło mi się przejrzeć. Większość z nich jest po prostu skandaliczna. Język – poniżej wszelkiej krytyki. Zawartość – na zmianę – bądź obrzydliwa, bądź obrzydliwie nudna. Przeglądając te, pożal się Boże, pamiętniki skupiłem się głównie na tych z mojej kategorii. W domyśle powinny być one śmieszne, ale nie znalazłem nic, dosłownie NIC, śmiesznego. Bo czy śmiesznymi można nazwać wyrażenia w stylu: „głupia popierdolona dziwka, haha ha ha”. Czy fajne jest, że jakaśtam nauczycielka jest laską, która daje na prawo i lewo? Chłopakom i dziewczynom? Czy w dzisiejszych czasach nic już nie znaczy łacińska sentencja "Non omne licitum honestum est"? A Dante: "fatti non foste a viver come bruti, ma per seguir virtute e canoscenza"? Czy to już naprawdę nic nie znaczy?** (darcie szat, wycie, "aczy, aczy, aczy" odpowiada echo rezonujące w odrapanej postindustrialnej hali, wypowiadający te słowa klęczy, a deszcz siecze gołą klatę niczym na teledysku Backstreet Boys)***



* czy impuls może być nienagły?
** dużo pytań, jeszcze więcej snobowanka i pozowanka na intelektualistę, co zrobić.
*** podpowiedź dla reżysera; jakby kto chciał wystawiać tę scenę na deskach teatralnych, to bardzo proszę.

PS. Ciekawostka: jak na facebooku się wpisze w wyszukiwarce orientację polityczną, to wpisując "conservative" znajduje nam praktycznie samych facetów, a jak "liberal", to wyskakują tylko babki. Ech, chyba to opublikuję w jakimś genderowym pisemku.

wtorek, 6 stycznia 2009

Znów ciężki żart

Znalazłem w szufladzie prawdziwą gratkę dla miłośników wczesnego Ich Troje (z czasów "Wstań, powiedz nie jestem sam"; a moich mocno nastoletnich - wybacz jakość). Arpeggio na gitarę i fortepian. Łakocie i witaminy. Hymn do tylko nam - mi i kumplowi (no homo!) - znanej muzy wielkiej instrumentalistyki z prośbą o umiejętność gry na instrumentach w utworze wykorzystanych (no homo!). No, w ogóle jakichkolwiek instrumentach. Spora śmiechawa była, bo np. nie wiedzieliśmy jak w ogóle podpiąć bas, a co dopiero, żeby na nim grać. Zajawunia na uboczu hip hopowania. Gdyby tylko ziomale słyszeli. Och, Teokrycie, młodość mija jak sen...
Myślę, że kawałek zrobiłby furorę jako dzwonek, tyle że takiej polifonii (polirytmii/Polihymnii/polifoski) nie wytrzyma żaden, nawet najnowocześniejszy sprzęt. Oto dzieło spopod mych palców z kumplem (no homo!):

piątek, 2 stycznia 2009

Ciężki żart,

Oj, ciężki. Trzeba go opatrzyć komentarzem, nie ma rady. Opatrzam: jak napisałem gdzieś wcześniej "relatywizm kulturowy jest gupi". Tyle.
Uwaga od siebie: jeśli nie znasz angielskiego, to ciesz się ładną i znaną melodią.
Dobra rada: nie puszczaj tego jednak u siebie w klubie, Dj-u z "Le Madame". A Ty, Robercie Biedroniu, nie dodawaj tego do playlisty. Nie sprawdzi się też zapewne podczas Love Parade. O darkroomie nie wspomnę...


Gunshot Fi Batty Bwoy (08) (Apologize Riddim) New! - Terrible