poniedziałek, 29 grudnia 2008

Sylwestrowa piosenka w rytmie tanga

Kto sprawił to, że ma ona i on
Ten sam blask, co by toń zapalił
Połączył ich błysk, co ogniem znad rżysk
Ten co łuną im wykwitł w oddali

Lecz zanim wzrok wniknie w słabnący mrok
Tu w tę noc w tej strzelistej sali
Ona i on, miękka dłoń, wargi drżą
Tak się w ciszy spojrzeniem spotkali,

wtem

Ton poddał ktoś, wdzięczny rozległ się głos
Piękne pary już suną falami
Toń albo płyń, zrywaj się albo giń!
Tańcz w tę noc i umieraj z gwiazdami…

Rankiem, gdy świt zetrze je, obłok mgły
Przykryje twarz jej - mleczny pergamin
Zapachem bzu, gdy się zbudzą ze snu
Powita dzień i zaleją się łzami.

niedziela, 28 grudnia 2008

Miło w czasach zarazy

Wczoraj było mi miło przez moment wieczorem, więc powiedziałem komuś: "dziękuję, miło mi". Na co ta druga osoba odpowiedziała: "nie dziękuj, po prostu rób to dalej".

Zabrzmiało jak kwestia z pornosa, co nie, delikatny i subtelny czytelniku, smakujący wolno ciągnące się jak krówki frazy Marqueza i Manna? Nic z tych rzeczy. Po prostu ktoś mi tak powiedział o mojej "twórczości" liryczno-muzycznej. I to obcy, napotkany w barze. Street credit, że ho ho.

Nie wiem czy zauważyłeś, ale ostatnio skończyła nam się jesień. Zachód już w niuansach czerwieni zgasł nam zimnej, a ja ze wzrokiem na zakręcie, przez łagodny łuk zwiedziony, ze śliskiej nawierzchni nie zdający sobie sprawy, byłbym wypadł i potłukł się. Metaforycznie.

PS. Jest konkurs na bloga roku i poważnie rozważam wzięcie w nim udziału. W kategorii "teen". Tola, wybierz mnie, wybierz mnie!

PPS. Fajna jest płyta Andrzeja Jagodzińskiego grającego Chopina pt. (a to ci niespodzianka!) "Chopin". "Polonez As-dur" buja, bejbe! Stare ale jare.

piątek, 26 grudnia 2008

Kupa reniferów

Nie uwierzysz, ale Święta skłoniły mnie do refleksji. Nad czym? Nad istotą świąt, oczywiście. Nie chcę tu oczywiście się rozwodzić, sarkać i narzekać, że się skomercjalizowały, że zsekularyzowały, że stechnicyzowały itd. Tak się stało i już. Jest mniej kartek, więcej smsów. Jest mniej smsów niż przed rokiem, są za to wiadomości na „naszej klasie”. Chyba każda sposób jest dobry (kwestia dyskusyjna czy każdy z nich jest równie „dobry”) by pokazać, że o kimś myślimy, że chcemy się z nim dzielić radością, życzyć wszystkiego najlepszego. Do głębszego zastanowienia skłoniła mnie natomiast zawartość tych smsów i wiadomości, czyli to, co sobie chcielibyśmy życzyć. Oprócz tradycyjnych życzeń zdrowia, pomyślności w życiu osobistym, pieniędzy i sukcesów, pisze się też rymowanki. Czy jest to fajne, pozostawiam osądowi każdego z Was. Jak dla mnie, niektóre bywają śmieszne, czasami lekko zabawne, są „takie se”, bywają też niesmaczne (w tym roku było coś o rzyganiu w jednym, nie wiem, może się spotkaliście). Zawartość zawartością, ale zastanawia mnie sens pisania takich wierszyków. Pal licho, jeśli są to wymyślane przez nas śmiesznostki, które wysyłamy dla śmiechu kumplom, a oprócz tego staramy się spłodzić jeszcze coś „normalnego”. Coś co pokazuje, że Święta mają głębszy wymiar: religijny, duchowy, wspólnotowy, rodzinny. Jeśli tak, ok. Radujmy się i cieszmy. Sobą nawzajem, atmosferą, wolnym, śniegiem. Pomyślmy jednak przez moment dlaczego od dwóch tysięcy lat ludzkość świętuje to święto. Czy dla rzygających reniferów?

środa, 24 grudnia 2008

Bożonarodzeniowo

Z okazji zbliżających się Świąt, życzymy Ci, aby cudowny dar Jezusa napełnił twój dom wiarą, serce nadzieją, a życie przepełnił miłością,

Breff i Wilku HG


poniedziałek, 22 grudnia 2008

Co robić,

Pochorowałem się i od czterech dni siedzę w domu. Ej, co się robi, jak się nic nie robi? Nie mam pojęcia, nie byłem jeszcze w życiu na L4. No dobra, teraz też nie jestem, bo się dowiedziałem, że płacą tylko 80%, a w ciężkich czasach kryzysu finansowego każdy kapitalista (również ten sprzedający dobra intelektualne) powinien zaciskać pasa. No, ale siedzę w chacie i udaję, że sprzątam. A tak naprawdę, to oglądnąłem ze 2 sezony "Everybody Hates Chris", skończyłem pierwszy sezon "Dextera", ściągnąłem mnóstwo złych płyt z Internetu (za co przynajmniej Czyściec mnie nie ominie), dostałem jedną dobrą, napisałem english tekst pełen nadziei, próbuję: przełknąć ostatnie upokorzenia, czytać 3 książki na raz, wymyślić gdzie zawieźć swoje nielubiące ludzi i dobrej zabawy ciało w sylwestrowy wieczór, wymyślić także o czym napisać pracę z bioetyki i w ogóle po co, skoro i tak jej nikt nie przeczyta.
Jaśko, najszla mnie też taka refleksja po przeczytaniu tego artykułu, że ci wszyscy nawiedzeni ekolodzy, feministki i faszyści wszelkiego rodzaju, to powinni się zajmować przede wszystkim takimi problemami, bo nie może być tak, że gdzieś tam można ciąć małe dzieci maczetami, a w Anglii jak sobie ktoś zapali w barze, to popełnia przestępstwo. Nie może tak być, że w imię błędnej tezy o relatywizmie kulturowym, pozwala się na zbrodnie, a potem sprawdza się czy baca ma licencję na wypas własnych owiec na własnej hali i mówi, że to jest problem. Gówno a nie problem, wielcy panowie i panie. Ogólnie cała cywilizacja białego człowieka jest miękka, nieszczera, nie potrafi określić dokąd zmierza i nie ma zupełnie jaj. Kobieta?

niedziela, 14 grudnia 2008

Matołek

W tym tygodniu dalszy ciąg żenady (foto), ale jak kto pyta, to robię to społecznie, bo lubię dzieci i chcę im dać odrobinę radości. Jak nie pyta, to powiem szeptem, że to ostatni raz w życiu i że mam jednak zbyt mało dystansu (serio!) do siebie, żeby tak się wygłupiać. Potem idę do knajpy, a tam siedzi facet przy barze i ja wiem, że on wie i czuję się z tym tak sobie.

Kręciliśmy też teledysk w ten weekend. Wszystko na blue box'ie, więc nie mam pojęcia jaki będzie finalny efekt. Ogólnie 8 godzin śmiechawy, troszkę pracy. Jeździłem na rowerze po planie, potem jako pasażer w samochodzie z krzeseł. Na koniec (o 5 rano) chodziliśmy po ruchomej bieżni. Okazało się, że niespecjalnie byłem już w stanie. Teledysk byłe kręcony do kawałka "Okno na świat", w którym nie śpiewam, ale się koledzy zlitowali i dali mi się pokazać (choć oczywiście zrobili to z wyrachowania, bo jestem strasznie przystojny i jest to wzięcie na target grupy młodych dziewczyn, co nie, młoda czytelniczko?) Pozostaje czekać na montaż i animacje. Pewnie dopiero w przyszłym roku.

W Wadowicach grają jazz. Kosmopolito, przyjeżdżaj do nas. Idzie nowe. Choć dalej twierdzę, że tutejszym clubbingiem powinien zaineresować się PFRON.

Notatka do siebie: dlaczego Breff tracisz na głębszym poznaniu? Na jednych studiach też dostałeś indeks na środku i jako jedyny potrafiłeś zaśpiewać "gaudeamus igitur", a potem miałeś taką średnią, że zapomnij. Weź popracuj nad drugim, trzecim i n-tym wrażeniem. Albo spróbuj się w handlu... Akwizycja?

czwartek, 4 grudnia 2008

środa, 26 listopada 2008

Interneto

Muszę się ogarnąć, bo właśnie sobie zdałem sprawę, że jestem nadaktywny w wirtualu: mam bloga, majspejsa, flckr'a, naszą-klasę, facebooka i ... Na szczęście tyle. Jakbym kiedyś się logował do jakichś blipów i innych gówien, to proszę o siarczystego kopniaka w d. (a jeśli znaleźlibyście mnie na jakimś randkowym serwisie, to możecie mi spokojnie jeszcze sprzedać liścia). No, ale koniec, koniec z tą "młodzieżowością". A tak się śmiałem z zapryszczonych nastolatków i dzieci neo, tak ironizowałem z czatujących, tak polewałem z forumowiczów. Ostatnio przekroczyłem Rubikon i zacząłem się wygłupiać na jakimś wadowickim portalu, ale na szczęście wsiadłem z powrotem do łódki i jestem tam gdzie byłem, czyli tu. Bloga se od czasu do czasu będę pisał. Nuż się ktoś nad tym uśmiechnie.

środa, 19 listopada 2008

Wadowice w Internecie: nawiązanie, czyli „najlepszy z możliwych światów”.

Zacznę nietypowo: w swojej obszernej „Teodycei” niemiecki filozof Gotfryd Wilhelm Leibniz wyraził opinię jakoby nasz świat stanowił „najlepszy z możliwych światów”. Zdanie to - przyznacie, że dość kontrowersyjne - było później, wielokrotnie komentowane i krytykowane. Działo się tak zwłaszcza w wieku XX., który jak żaden inny wcześniej pokazał, że irracjonalne zło, zło totalne, zło wynikłe ze złego i do złego poprzez zło dążące, może wywierać trwały wpływ na masy ludzkie. Faktycznie, taka kontra, może zamknąć usta osobie wypowiadającej to na wskroś optymistyczne zdanie. Nie wdając się zupełnie w kwestie ontologiczne, które podejmował Leibniz – bo nie o to tutaj chodzi - chciałbym na potrzeby tego artykułu odkurzyć tę sentencję i stworzyć z niej ramę dla mojej polemiki z tekstem Thora, który w swoim artykule „Wadowice w Internecie – czyli syf, kiła i mogiła” w dość ostrych („emocjonalnych”, jak zapewne nazwałby je autor) słowach odniósł się do tutejszej sytuacji.

Co czyni nasz świat „najlepszym”? Ano m.in. dwie rzeczy: istnienie dobra i zła w pewnych proporcjach oraz wolność. Pierwsza cecha implikuje powstanie drugiej, innymi słowy: przy istnieniu tylko dobra (bądź tylko zła), nie możemy mówić o wolności. Również wyboru. Nie może być więc idealnie. Jak więc ustalić „najlepszość”? Jakakolwiek wartość naturalna, która będzie wyrażać ilość dobra, w stosunku do nieskończoności będzie „wyglądać blado” i zawsze będzie mogła zostać nastąpiona przez większą ilość, która przy nieskończoności będzie wyglądać dokładnie tak jak ta wcześniejsza, mniejsza. Jałowe staną się więc dyskusje, a „najlepszość” ustalona będzie mogła być tylko poprzez odniesienie do jakiegoś wyższego bytu bądź porzucona w diabli. Leibniz dalej drąży temat, ja z kolei, powoli będę przenosił tę analogię na nasz lokalny grunt, więc wyższe byty mogą odetchnąć z ulgą. Nie pobrudzą się w tym błotku.




Całość możecie znaleźć na (a co mi tam, zareklamuję ich) www.wadowice24.pl

poniedziałek, 17 listopada 2008

Życzę sobie wszystkiego najlepszego

Drogi pamiętniku, mam na imię Bartek i mam 25 lat. Od wczoraj. W wieku 24 lat, kiedy byłem jeszcze niemądry, dałem sobie wyprostować włosy i polazłem na dysko, a że jestem czarny i lubię czarną muzykę, wszedłem do lokalu, gdzie było dużo ludzi poubieranych na czarno (tzw. jazz rock, czy cuś). Nie uwierzysz, ale nie puszczali tam w ogóle czarnej muzyki. Po północy nie robiłem już głupstw. A po powrocie tak strasznie zmądrzałem, że przy niedzielnym obiedzie zrobiłem wszystkim wykład o tym, co się w życiu najbardziej liczy (bo wcale nie kłótnie Tuska z Kaczyńskim i nie błazenada Sarko w sprawie tarczy). Proste, że "m jak masło" czy tam "m jak małość". Co tam jeszcze... Aha, nowe ćwierćwiecze zaczęło mi się tak, że prrroszę cię... I wish I was born now not then, shit, play that funky music white bwoy, brawa. Ciepły wiatr ze wschodu w moje potargane żagle...

P.S. Na urodziny dostałem odkurzacz. Czyżby ktoś chciał, żebym się wreszcie wyprowadził?

niedziela, 26 października 2008

Zajęcie to moje zajęcie

Mało piszę ostatnio, bo mało się dzieje. Schemat jest dość typowy i monotonny czyli praca-sen-praca-jedzenie-sen-praca itd. Mało miejsca na rozrywki czy tam zainteresowania, no i chyba tak będzie w najbliższym czasie. Mam co chciałem.

Refleksja ogólna: życie na prowincji to przenikanie sacrum i profanum. Np. po spotkaniu z Kołakowskim wraca się do pijanych, przeklinających kumpli, no i samemu się pije i klnie. A potem się idzie do pracy, której się nie lubi.

Refleksja ogólna bis: ludzie mojego pokroju nie są szanowani jako konsumenci, co mnie wkurza, ale trudno odmówić takiemu traktowaniu racjonalności. Żeby to uszczegółowić napiszę dwa konkretne przypadki. Otóż w Wadowicach znajdują się dwa miejsca, gdzie ja i podobni do mnie nie mają wstępu: jedno to klubo-kawiarnio-restauracja w rynku, a drugie to nowo otwarty lokal kręgielno-bilardowy. Wkurzam się, bo nie czuję się wcale gorszy od wyżelowanych typków w skórach, a bramkarze nie wpuścili mnie do tych miejsc już to z powodu kaptura w bluzie (jesienią), już to z powodu krótkich spodenek (latem). Jest to upokarzające, dlatego nie zbliżam się do tych miejsc, ale tak jak już napisałem, jest to zamierzone i w pełni uzasadnione postępowanie właścicieli tych lokali. Wymówką jest bezpieczeństwo: że niby klient w długich spodniach latem i bez kaptura jesienią jest mniej awanturujący się, natomiast oczywiste jest, że chodzi o rachunek ekonomiczny. Ja np. (ew. moi znajomi) kupiłbym tam jedno piwo za 6 zł i siedziałbym z półtorej godziny, natomiast młody szewc ze Stanisławia w tym samym czasie zagra w kręgle za 60 zł/h i kupi drinków za 80 zł. Wszystko po to, żeby pokazaź młodemu meblarzowi z Barwałdu (partia kręgli, bilard i drinki za 40 zł), że jest od niego bogatszy i bardziej męski. Ja nie podjąłbym takiej rywalizacji. No, a skoro ja bym tam siedział, to zająłbym potencjalnie miejsce młodemu szewcowi lub meblarzowi. Proste jak drut. Jak otworzę se lokal, to sam się też nie będę do niego wpuszczał.

Refleksja szczegółowa: słucham płyty Jamala "Urban Discoteque" i jest ona nowoczesnym popem z niegłupimi tekstami. Innymi słowy - polecam!

wtorek, 14 października 2008

Międzynarodowy

Dzień Nieroba, czyli dzisiaj. Byłem w weekend w Pradze na wycieczce. Sporo zdjęć na moim flickerze.

czwartek, 9 października 2008

Tak się to robi na południu

Całe te Busty Rhymesy, Twisty i Trzecie wymiary niech się uczą. Miszcz!

czwartek, 2 października 2008

Wycieczka

Dobry żart dzisiaj w Częstochowie po zjeździe szkół im. Jana Pawła II zapodałem. Wróciliśmy i babka mówi: "Policz dzieci". To się pytam: "A ile ich ma być?". "47. Dobra, to ja idę z przodu, a ty policz od tyłu". "Ok" - mówię - "47, 46, 45, 44". Śmiech z puszki i brawa.

wtorek, 30 września 2008

Tyle

słońca w całym mieście, nie widziałeś tego jeszcze; popatrz, Breff. Looks so blue. Feel so blue.

środa, 24 września 2008

Coś mi się stało

w plecy i źle mi się schyla i kuca, a dzisiaj np. z dziećmi jakieś zabawy musiałem robić, że klaszczą w ręce, siadają na ziemi, podskakują, no i ja oczywiście z nimi, dusząc w sobie krzyk bólu (fizycznego, metafizyczny duszę od pewnego czasu) i nie okazując po sobie, że coś mnie boli, żeby nikogo nie wystraszyć (znasz to, nastolatku?). Takie życie, drogi pamiętniku. Poniedziałki i wtorki mam takie, że kończę pracę o 19:05, a we środę na ósmą se wstawaj. Ech, a niektórzy siedzą na podratowaniu zdrowia i może nie plują, ale śmieją mi się w twarz. Wczoraj czytałem ciekawe "przesłanie do nadwrażliwych" i naprawdę pomyślałem, że fajnie by było być wrażliwcem, bo jest to zaszczytne i dumne znoszenie świata, na który się łaskawie spogląda z góry. Z wyższością ale i melancholijną samotnością. Hehe, brzmi jakby nie miał kto pisać do pułkownika, co nie, wrażliwy czytelniku literatury iberoamerysrańskiej? No, ale nie jestem, świat jest wysoko nade mną, a wszyscy pułkownicy kończyli studia w Moskwie a nie Hawanie. Bądź pozdrowiony.

niedziela, 21 września 2008

Ciągle pada,

A ja, jak przystało na arystokratę, słucham sobie Debussy'ego i czytam literaturę światową popijając kawę. I co z tego, że pada, jak w sercu ciągle maj (choć starsi panowie, starsi panowie, starsi panowie dwaj mi nie przyszli) do tego stopnia, że chcę iść do ogródka się opalać, korzystając z kalendarzowego lata. Najwyżej sobie założę pelerynę. W ogóle nie wierzę w pory roku, to jest tylko sen stwórcy. Liniowość czasu też jest bzdurą, a teksty i wierszydła, które napisałem pół roku temu były o wczoraj. Awaria w Martixie? Berkeley by mnie pochwalił za taką konstatację. I tak, filozoficznie, zakończę.

Pozdrawiam korzystających z lata.

sobota, 13 września 2008

Foto i filmo

A to raczej a'propos:



A dzisiaj, tzn. w niedzielę, wesoła eskapada i śpiewanie na rynku pewnego małego miasta w południowej Polsce w ramach przedsięwzięcia pt. Schizofrenia - Otwórzmy Drzwi. Szkoda tylko, że praktycznie bez ludzi...



piątek, 12 września 2008

Uwaga: piraci!

Być może wcale nie a'propos nowej płyty DSL'a



środa, 10 września 2008

Pan nieszczęście iz bak

W pracy spoko, dziękuję. Dostałem klasy 1-4 i nawet, nawet. W sumie miłe i nawet dość ułożone dzieci, choć wiadomo, że to nie to kiedy ja i Ty i ty i ty byliśmy młodzi i baliśmy się krzyczeć, przerywać pani, wychodzić z ławki itd. Dzisiaj dzieci nie są strachliwe. A może wychowane? Ciężko stwierdzić.

Dzisiaj dobry motyw, najlepszy przypał od czerwca, kiedy zgubiłem empetrójkę siostry zostawiając ją podpiętą do kompa w zakładzie pracy na ostatniej lekcji. Było tak, że miałem dwa spotkania organizacyjne z rodzicami w moim drugim zakładzie: jedno o 16 a drugie o 17. Na pierwsze leciałem jak dziki, a i tak się spóźniłem 5 min. Wchodzę zdyszany, rodzice już tupią, tłumaczonko itd. No, ale po 15 minutach ich załatwiłem i miałem całe 40 min wolnego. Poszedłem więc kupić papier do drukarki, potem poplątałem się po ryn... pardon: placu JPII, usiadłem na chwilę zostawiając plecak obok ławki. Akurat spotkałem kumpla-rapera (z lat wczesnej młodości rapowej), więc podszedłem i cośtam żeśmy pogadali. No, a że musiałem lecieć, to się pożegnałem i pognałem na drugie spotkanie. Wróciłem, pogadałem z sekretarką i na 3 minuty przed 17 się zorientowałem, że nie mam plecaka. Szukam w sekretariacie - nic, w pokoju ciała pedagog%$#*^@o (to brzydki wyraz) - nie ma, w sali gdzie miałem spotkanie - pusto. Aha, został w ry... na placu JPII. Krzyknąłem sekretarce "weź ich czymś zajmij przez parę minut" i poleciałem spowrotem. Szukam, pytam i nic. Nie ma też na rrrr, Placu. Się zdenerwowałem nieziemsko bo wszystko tam miałem: papiery ze szkoły, dowód, prawko, karty itd. No, ale trzeba wracać i miło rozmawiać z rodzicami. Znów jogging musiałem uskutecznić, ale co zrobić. Tę grupę rodziców zbyłem w 10 min. Trochę się dziwnie patrzyli na mnie, bo pot leciał ze mnie strumieniami, ale w sumie spoko. Pożegnałem ich i już myślę co powiem policji (spory obciach: "nie, proszę pana, nie okradli mnie - zostawiłem to sam", "nie, proszę pana, nie tylko portfel - cały plecak", "nie, proszę pana, nie biorę żadnych lekarstw"), a tu patrzę, a na korytarzu mój plecak. W tym miejscu nastolatek napisałby "lol". Dupa tam.

P.S. Wyszła płyta Drugiej Strony Lustra pt. "Maxim Jammin" na której można gościnnie mnie usłyszeć. Zapraszam na torrenty. Żart - zapraszam do sieci salonów Empik. Żart - to nie jest sponsorowany blog. Idźcie i kupcie gdziekolwiek :)

czwartek, 4 września 2008

wtorek, 2 września 2008

Koncertowo

W ciągu tygodnia zagrałem trzy koncerty, w tym dwa fajne. Ciekawostką jest fakt, iż impreza organizowana przez jednego chłopaka, za skromne środki i przy zerowym zaangażowaniu instytucji państwowych, może być dużo szerzej zakrojonym wydarzeniem niż ten cały Reggae Most. Spory policzek dla WCK i powód do przemyśleń. Gdyby oczywiście nie mieli tego w dupie.

Parę fotek z imprezy w Choczni (kliknij)

sobota, 30 sierpnia 2008

To są górskie okolice, to jest moje miasto…

Kilka uwag na temat tegorocznego Reggae Mostu. Po pierwsze, bardzo się cieszę, że miałem okazję wystąpić na głównej scenie na Wenecji. Było świetnie. Fajna atmosfera, nie padało (przynajmniej podczas naszego występu), godzina też odpowiednia, super przyjęcie. Po drugie, dobre warsztatowo zespoły, niezłe nagłośnienie. Po trzecie, niestety, słaba organizacja: wszystko trwało za długo, nie było nikogo, kto trzymałby to wszystko w kupie. Z tego powodu, after, który miałem ogarniać (i zarobić coś przy tej okazji) nie odbył się. Tzn. mógłby, ale wszyscy wymęczeni skakaniem w deszczu do pierwszej w nocy poszli do domów. Nie dziwię im się. Szkoda, bo nastawiałem się na fajną imprezę. Tak czy inaczej, dzięki wszystkim, którzy byli na Wenecji i dopingowali nas.

Jutro, tj. w niedzielę 31 sierpnia zapraszam do Choczni na nasz koncert. Mam nadzieję, że będzie równie fajnie jak wczoraj.

środa, 27 sierpnia 2008

Reggae Most 2008

Zapraszam serdecznie do Wadowic w piątek 29 sierpnia na Reggae Most. Koncert odbędzie się na Wenecji. Zagrają: Bakshish, Lion Vibrations, Druga Strona Lustra. Całość darmowa. Po koncercie (gdzieś ok. 23:00) afterparty w Centrum Kultury (Wiochy raczej) poprowadzi szalone duo: Breffunio i Maximus I.

W związku z tym, że się dowiedziałem wczoraj, że będę tzw. "selektorem", czyli dysk dżokejem jamajskim, muszę nauczyć się miksować i płynnie przechodzić między kawałkami. Mam na to 2 dni. Muszę też poszukać "Jah jest prezydentem", żeby mieć co puszczać w razie "zmuły".

Kup płytę Lady Mariki bez zbędnego ociągania, chłopaku i dziewczyno.

niedziela, 24 sierpnia 2008

Andegrand

Mój najserdeczniejszy przyjaciel przeżywa ostatnimi czasy miłość w "undergroundzie", czego mu absolutnie nie zazdroszczę i jest mi niezmiernie przykro z tego powodu, ale ja ostatnio przeżywam w undergroundzie absolutnie wszystko. Temat miłości już pozostawiam, bo co może taki cynik-prześmiewca o tym wiedzieć, no, a poza tym, słyszałem gdzieś kiedyś mądre stwierdzenie, że pisać o miłości, to jak tańczyć o architekturze (wgoogluj se, Internauto, kto to powiedział) i ja się z tym w pełni zgadzam. Miast tego, napiszę o mojej podziemnej działalności artystycznej, bo to jest spory cios jak dla kogoś z 10-letnim stażem.

Wczoraj grałem - umówmy się - "koncert" w pobliskim mieście (sorry za cudzysłowy, ale parę ich się jeszcze pojawi). Byłem z kumplem i zanim zacząłem grać powiedział coś takiego: "ej, no to przypomina te podziemne imprezy sprzed paru lat". Faktycznie przypominało. Będzie nieźle, myślę. W trakcie mojego "występu" na sali było ze 30 osób. Ja tam nie narzekam - to więcej niż na moich dzisiejszych imieninach, więc w sumie hucznie, ale najgorsze jest to, że była to sala z krzesełkami (coś a'la kinowa) i "publika" zgromadziła się na samym tyle, światło zgaszone, młodzież, no to się zajmują swoimi sprawami, a nie jakimśtam Breffem, który śpiewa o abstrakcyjnych w sumie sprawach (przynajmniej z punktu widzenia bieżących potrzeb młodzieży szkolnej). Najżałośniejszym pozostaje wcale nie fakt, że po 3 kawałku była przerwa w dostawie prądu, ale że podczas tej przerwy dużo osób wróciło na salę po uprzednim jej opuszczeniu (w trakcie tych 3 kawałków), bo wreszcie można było pogadać w spokoju. No, ale dokończyłem ładnie mój performens, opowiedziałem parę śmiesznych rzeczy między piosenkami, żeby się samemu poczuć raźniej (bo dj poszedł gdzieś i sam sobie na tej scenie stałem i puszczałem muzykę z jego komputera), przełknąłem wstyd i ostatnie łyki piwa i zszedłem w ciszy. Dobranoc Kalwario.

W tym tygodniu Reggae Most w Wadowicach i chciałbym powiedzieć, że tam zagram, ale coś się obawiam, że mnie wykolegują. Wtedy zejdę najprawdopodobniej już do totalnego undergroundu. Pożycz saperki...

P.S. Imprezę uratował Kal. Mistrzowski wolny. Zajawka. Szacun.
P.P.S. W tym roku obchodzę 10-lecie działalności artystycznej. Przyjmuję wieńce, kondolencje, wyzwiska i propozycje słabych koncertów.
Polska Partia Socjalistyczna cz. 3. Tomo, bez urazy. Szacun za wszystko i dzięki za zaproszenie. Kto mógł wiedzieć, że tak wyjdzie. God only knows.

czwartek, 21 sierpnia 2008

Koniec lata

Wracam do siebie po dwóch dniach spacerów wśród niezaprzeczalnego piękna.
Wracam do tego zamku Drakuli, gdzie rozbrzmiewa gotycka nuta organów ze Świętej Lipki.
Wracam do "Pana Cogito", przy którym się wzruszam do łez, zachęcony do tego powrotu przez wywiad Trznadla z Herbertem.
Wracam do absurdalnej Barcelony Eduardo Mendozy, gdzie spędziłem parę chwil parę lat temu.
Wracam, oglądając zdjęcia z podróży do alternatywnej rzeczywistości...

środa, 13 sierpnia 2008

"Miejskie bagno - niespełnione marzenia / Miejskie bagno - kara za przewinienia"



łabędzie



ważka



kwiatek



kaczka



koń



kwiatki



ludzie



bocian



ryby



poniedziałek, 11 sierpnia 2008

W Polsce, czyli nigdzie

No to jedziemy dalej. Dzisiaj podpadła mi z kolei wadowicka energetyka. Byłem w ich siedzibie zapłacić rachunek, bo - wyobraźcie sobie - mój dziadek do tej pory tego nie zrobił. Całkiem możliwe, iż stało się tak dlatego, że od 25 lat nie żyje. Prostowane to było milion razy, ale najwidoczniej do nich to nie dociera. Ciekaw jestem ile mają klientów powyżej stu lat. Z taką polityką, to pewnie większość. Szkoda, że nie przysłali jakichś kwiatków, gratulacji czy pieniędzy z okazji 100 urodzin dziadka parę lat temu. By się Orłoś w "Teleekspresie" uśmiał.

Druga żenada to sam rachunek. W poprzednim miesiącu dziadek zużył prądu za 39 groszy - co jak na nieboszczyka jest i tak przyzwoitym, moim zdaniem, wynikiem - natomiast cały rachunek wyniósł 14 zł bez paru groszy. WTF?

Dzisiaj też futbolowo, bo na sztucznej murawie zespołu szkół nr ileśtam odbył się mecz emerytów. Graliśmy z jakimiś chłopaczkami, którzy potrafili robić z piłką takie rzeczy, że do tej (tamtej) pory widziałem je tylko na youtube. Przegraliśmy jeśli chodzi o widowiskowość, technikę, kondycję, zwinność, strzały i posiadanie piłki. No, praktycznie wszystkie typowo piłkarskie atrubuty były u nas na dość niskim poziomie. Wygraliśmy tylko w kwestii wykształcenia: z dwoma doktorami, trzema magistrami i jednym inżynierem (wstyd M. popraw się!), natomiast ja osobiście triumfowałem w kategoriach: największa ilość bezproduktywnie przebiegniętych kilometrów, największa ilość niesionego na plecach piasku, największa ilość piasku zebranego na plecy podczas pojedynczej wywrotki, najlepszy pokaz czerwonych bokserek w węże pokazanych przez dziurę w spodenkach, najlepsze roztarganie spodenek w kroku podczas wykonanego przypadkowo szpagatu na śliskiej nawierzchni. Aha, no i przystojność, przystojność. I seksapil i zwierzęcy magnetyzm. Te też wygrałem, zapomniałbym.

A wynik był 5:5, bo nam leszcze strzelili dwie bramy w ostatnich minutach. Lepiej im się grało, bo im wyzbierałem z połówki na której atakowali dużo piasku na plecy. Mniej się ślizgali.

sobota, 9 sierpnia 2008

Fire 'pon PKP

Nie no, muszę znów to zrobić, czyli cynicznie skrytykować coś. Tym razem padło na firmę PKP Intercity. Ja na serio nie jestem zgorzkniały, a nawet ośmieliłbym się powiedzieć, że jestem wesołym typkiem, który raczej nie zamula w towarzystwie, a tu znów będę się pastwił, ale cóż, zmusili mnie, dziadygi.

Jechałem z Mazur trzema pociągami i dwa z nich, obsługiwane przez PKP Przewozy Regionalne, były na czas, czyste, nieprzepełnione i ogólnie myślałem, że się nasze koleje zmieniają na lepsze. W Białymstoku kupiłem bilet do Warszawy Centralnej. Dopiero jak do niego wsiadłem, uświadomiłem sobie, że ten pociąg po minięciu Warszawy jedzie do Krakowa. Miałem nawet dokupić bilet, ale się dowiedziałem, że będzie w Krakowie dopiero o 18, a ja zakładałem, że będę o 16, więc się rozmyśliłem. Wysiadłem na centralnym.

W Warszawie poszedłem do kasy i poprosiłem o bilet do Krakowa na 13:05 na co mi gość w kasie, zupełnie niekulturalnie, odburknął, że nie ma takiego (choć 20 cm od jego głowy wisi jak byk, że jest). Mówię więc, że najbliższy chciałem. Facet mówi, że 14:05, po czym drukuje mi bilet na 14:31. Myślę se, że wszystko jedno i i tak jadę o 14:05. Połaziłem po Złotych Tarasach - lans - i po godzinie przyszedłem na peron. Tam, co ciekawe, napisane jest (ołówkiem), że ten o 14:05 jest jednak na centralnym o 14:11. Nic to, myślę, z 5 minut postoję. Tymczasem czas mija. Zagraniczni podróżni co chwilę podchodzą i pytają czy to stąd na pewno do Krakowa, facet o kuli się skarży, że nie ma nawet ławki (bo na peronach na centralnym nie ma ani jednej ławki), a w telewizji wyświetlają, że pociąg Intercity z Krakowa rozbił się i są ofiary śmiertelne. Szkliste oczy, dziewczyny tulą się do partnerów, pot i łzy. Thriller. Czekam na pojawienie się Jacksona.

Mija godzina 14:31 (ta z biletu). Odzywa się głos z głośnika: "pociąg firmy PKP Intercity relacji Gdynia - Rzeszów przyjedzie z 10-minutowym opóźnieniem. Za komplikacje powstałe w wyniku opóźnienia przepraszamy". Pociąg pojawił się o 14:45. Był nabity do ostatniego miejsca, na korytarzu pijani żołnierze, w moim przedziale 7 osób (na 8 wąziutkich miejsc). Siadam połdupkiem między dwiema stukilowymi babkami; jedna opowiada o swojej rodzinie i życiu, druga rozdaje młodym mężczyznom z naprzeciwka artykuły o "szatańskiej muzyce techno" wziętej z najbardziej żenującej młodzieżowej gazety katolickiej "Miłujcie się" (jeśli czystość i miłość ma być promowana w taki sposób, to współczuję, naprawdę; a jest o co walczyć dzisiaj), nie mam odtwarzacza, miejsca żeby rozłożyć "Rzepę", dzwoni mi siora, że dojechała już do Katowic (a to ja miałem być z godzinę wcześniej). Bez sensu.

Z opóźnieniami jest oczywiście tak, że raz opóźniony pociąg wchodzi w kolizje z następnymi pociągami i musi je przepuszczać, wobec czego jest jeszcze bardziej spóźniony. Przeczytałem więc ten artykuł o techno i posłuchałem z potakującym uśmiechem półgodzinnej perory o kotach drugiej pani. Ostatnią godzinę, wobec monstrualnego zaduchu, spędziłem najpierw wsród pijanych żołnierzy, a potem drzemałem w narkotycznym (pot!) śnie. No, ale trzeba się było pilnować, żeby nie zaspać, bo pociąg jechał do Rzeszowa i bym jeszcze był wysiadł w Tarnowie, albo - nie daj Boże - gdzieś na końcu świata, a tam mógłby mi ktoś kosę wbić w serce, potem potknąłby się o mnie ranek, facet czy coś i po co mi to ;)

Wreszcie pociąg dojechał do Krakowa. Była godzina 18:00. Wiecie co jest najgorsze? Mogłem kupić za 30 zł bilet pod Białymstokiem, a nie za 90 i stać godzinę na dworcu, a potem męczyć się w przeludnionej dusznej klitce. Tak się cierpi za +60 zł.

Jak było na Mazurach, napiszę kiedyśtam. Na razie to, bo się strasznie zdenerwowałem. Sorry.

piątek, 1 sierpnia 2008

Mazyry cz. 1

Jadę się nudzić. Wracam w piątek.



Wyświetl większą mapę

BTW. Jak to, ku&#a, możliwe, że tacy mega-utalentowani wokaliści jak Kuba Badach nie lecą w radiu ani telewizji? O żałosna karykaturo popkultury w kraju nad Wisłą.

środa, 30 lipca 2008

Florida real estate

Ever since nieruchomosci in the USA poszly down, a in Poland są one ridiculously wysokie, I've zastanawiam sie (no shit!) about zakupem single family home/condominium/townhome somewhere na Florida. Even teraz I'm browsing the Sieć in search for informacje concerning w miarę cheap nice domek z basenem. And you know co? Sie okazuje that a sordid, nędzne mieszkanie in New Huta is way more drogie than domek ze swimming pool tam, a to jest przeciez land of our marzen after all. To jest amazing! Therefore, moj dear czytelniku, don't buy nic here, to jest equally bez sense jak zrobienie tatoo z gola baba na your forearm.

Dobra, I'm wracam back to szukanie and porownywanie ofert with Google Earth, so I can znalezc gdzie dokladnie those estates sa. Jak na razie, I know that Palm Beach jest pretty drogie, same as Orlando Bay, niestety. Apparently, no hurricane ich nie zniszczyl yet. Poczekam (very funny!)

Z ostatniej moment: Ja have just found super domek w mega-burzujskiej neighborhood: Pacific Palisades, CA, offered at 239.000 $! That's tylko 20% of its prawdziwa wartosc but obecny lokator has to offload it and przeprowadzic sie quickly. To jest so pity, ze I didn't wygralem w yesterday's kumulacja lotto. Juz bym to mial now... Damn, so blisko to Santa Monica (4 min. according to GoogleMaps). Do Malibu Beach 13 min. driving Pacific Coast Highway. To musi byc unforgetable, jak w Nat King Cole's song...


Wyświetl większą mapę

Here you macie some zdjecia:



So close do plazy



Sunrise on the plaza Pacific Palisades, Kalifornia, looking na wschod, with Santa Monica w tle



Running trasa on Will Rogers plaza (ta just pod my windows)



Sunset, budka in the "Baywatch" style, Will Rogers plaza



Fall w poludniowej Californi, widok practically z my window (jak nie wierzysz, check Google Earth)

wtorek, 29 lipca 2008

Sierpień

Mój pech na szczęście nie spowodował wielkiego kataklizmu tu na południu, ale w góry to sobie nie poszedłem. Jak oni tak ze mną, to ja olewam i jadę na Mazury, zobaczymy co tam się wydarzy z kolei. Plan jest taki, żeby jechać tam w piątek, potem wrócić, następnie robić imprezy, bo chata wolna (nie, nie ta mała, odrapana klitka), potem się spakować i znów jechać na Mazury na festiwal w Ostródzie, potem wrócić i zagrać jeszcze trzy koncerty, w tym dwa jako stary dobry hip hopowiec Breff, a nie jakieś tam pitu-pitu reggae. No i oczywiście teatr, filharmonia, galerie, znacie mnie.

P.S. Bez 'peesa' się nie obędzie: starość daje mi w kość na każdym kroku. Poszedłem na disko w sobotę, spoko, bawię się tam z jakąś laską, wychodzimy, a ona mi mówi: "ja cię znam, ty jesteś bratem A.". Spory cios.

sobota, 26 lipca 2008

La Chevre

Nie mogę jeździć samochodami jako pasażer. Postanowione. To jest zbyt niebezpieczne. Z takim pechem, w ogóle nie powinienem wychodzić z domu, a nie, że sobie jestem uczestnikiem ruchu jak każdy inny.

A było to tak... Wczoraj jechałem z P. po raz drugi w życiu. Za pierwszym razem, gdy jechaliśmy na Wianki do Krakowa, zagotowała nam się woda w chłodnicy i zamiast Jamiroquai zobaczyłem tylko stację benzynową, toaletę w chińskiej knajpie i kłęby dymu spod maski. Wczoraj pojechaliśmy do Bielska na kręgle i los był jeszcze mniej łaskawy t.j. mieliśmy mały wypadek na jednym ze skrzyżowań. Szczęśliwie, drugi samochód uderzył nas na wysokości koła, a nie metr dalej, bo słowa te pisałbym ze szpitala (jeszcze lepiej, że nie był to autobus, bo "deszczowe piosenki" byłyby ostatnimi jakie można tu było usłyszeć). No, ale tak czy inaczej, sporo nerwów, lawety i zapieprzanie z buta na PKP. A potem browar, browar i parę browarów i śpiewanko piosenki przedwojennej "i słoowików cały chóóór, będą tobie cudne bajki śpiwać aż do samych zóóórz, dobranoc, oczka zmruż" w pociągu (bo nie byłem w wojsku) i inne takie.

Przepraszam wszystkich górali-powodzian. Z moim pechem nie powinienem był też kupować roweru. Ale to wszystko wyschnie...

środa, 23 lipca 2008

Na dworze deszcz, ulewa...

... że nie wygoń psa. Pada i pada i nici z mych planów podbojów najwyższych szczytów. Nowo zakupiony rower stoi w garażu i stygnie mu, biedakowi, siodełko. Plus jest taki, że w ogóle go kupiłem, choć otoczenie mnie za to smaga biczem szyderstw ("wsiadaj na niego i jedź się zbadaj", "nie masz już 12 lat" + mój ulubiony szantaż damsko-męski pt. "gdzie Ty znajdziesz żonę, jak na rowerze będziesz jeździł?") ale mam to gdzieś. Chciałem se kupić, to se kupiłem.

Wypełniam też drugi punkt planu wakacyjnego t.j. robię coś na mieszkaniu. Dzisiaj na ten przykład narobiłem sporego bałaganu, ale jutro od rana sprzątam. Jakby mi ktoś chciał pomóc, to zapraszam. Nie jestem - dodam - abstynentem:)

Z punktem trzecim jest spory problem, bo jakoś się nie mogę za to nagrywanie zabrać porządnie, bo raz, że nie mam jak (Max, oddawaj kabel!), a dwa, że chciałem też coś wesołego napisać, a tu jak nie leje na jawie, tak we śnie. Mam więc np. takie deszczowe fragmenty:

"a ten deszcz padał na kolana, padał na twarz
padał do stóp jak w pewnym momencie życia wszyscy
potem wstawali piękniejsi, blizny zostawały bliskim"
,

a tu trzeba letnie hity, gorące hity. Co zrobić, co zrobić.

W Ipodzie z boku deszczowe piosenki, jakbyście nie mieli czego słuchać...

niedziela, 20 lipca 2008

Terror

Bardzo nie lubię być do czegoś zmuszany. Żyjemy jednak w takich czasach, że na wypas swoich owiec na swojej hali, baca musi mieć atest pasterza, wydany za opłatą (i z wielką łaską) przez jakiegoś urzędnika. Terror jest wszechobecny, podatki, quasi-podatki, ukryte podatki, akcyzy, pozwolenia itd. Jest też terror ekologiczny. Nie mówię tu o bandytach z Greenpeace'u, ale o takich akcjach jak np. "torby w pełni biodegradowalne" w supermarketach, gdzie nie można już dostać normalnej, darmowej reklamówki, tylko trzeba dać 60 gr czy złotówkę ekologicznej łapówki. Efekt jest taki, że ludzie, którzy wiedzą o takich akcjach, przynoszą sobie swoje torby. I bardzo dobrze, w tym przypadku korzyść dla środowiska jest największa, bo nie ma się w ogóle co degradować. Gorzej z tymi, którzy nie wiedzą, że takie coś zaczęło obowiązywać akurat w tym sklepie. Wtedy twoja złotówka idzie dla nich. A ekologię to oni mają w d#*ie.

Dobra, dość tej refleksji ogólnospołecznej. To tak tylko na marginesie (no frustrato!). Rzecz, o której chcę napisać jest dużo bardziej prozaiczna, dotyczy mianowicie chuligaństwa i chamówy. Jako człowiek wrażliwy nie mogę przejść nad tymi aberracjami do porządku dziennego. A wczoraj byłem dwukrotnym świadkiem dwukrotnej chamówy.
Pierwsza miała miejsce na Art Akcji, czyli festiwalu tzw. "sztuki alternatywnej" (nad którą popastwię się następnym razem), gdzie doszło do wtargnięcia grupki znajomych - niestety - dresów na przedstawienie jakiegoś teatru młodzieżowego. Przez dobre 30 min. z tyłu sali dobiegały odgłosy bekania, gwizdy, głośne rozmowy i ogólnie rzecz biorąc, wszystkie rzeczy, których nie powinno się robić będąc w teatrze. Nie mogłem tego doprawdy zrozumieć. To, że spektakl był zły, nie dawało im wszelako powodu, żeby tak się zachowywać. Przyszły mi także do głowy myśli, że może to jest właśnie ta idea teatrów ulicznych: żeby przybliżać teatr gburom i prostakom i że jeśli choć jeden z tych dresów cokolwiek wyniesie z przedstawienia, to jest to więcej warte niż zadowolenie i napompowanie ego całej sali "dzieci emo". Może. W każdym razie - spory gwałt na mojej wrażliwości.
Drugie żenujące zdarzenie miało miejsce 3 godziny później, podczas baletu w jednym z wadowickich barów. Otóż, jeden (numerycznie: 1) narąbany nastolatek sterroryzował cały lokal. Syczał jakoś dziwnie, język pokazywał, rzucał butelkami, więc każdy się bał, że to szajbus. Oprócz tego, poszła jeszcze plota, że on tam kiedyś będąc w Anglii zajechał jakiegoś typka nożem, przez co właśnie musiał wrócić do Polski. No to wszyscy przestraszeni, bo jak teraz się go wyrzuci, to on gotów kiedyś, jak będziemy się tego najmniej spodziewać, uderzyć nas np. cegłą w tył głowy i dobranoc. Jasne, że typowy klubowicz może mieć takie myślenie, ale ochroniarz jest w pracy i powinien go wyrzucić i upewnić się, że szajbus nie będzie chciał/mógł już do lokalu wrócić. Tak że spora żenada, jak mówię. Dobrze, że w końcu przyjechała Policja, ale też jakaś niekumata i, wyobraźcie sobie, puścili kolesia w spokoju do domu.
Smutna konstatacja jest taka, że pierwsza grupa dresów będzie mi umilać mieszkanie w moim nowym lokum, bo to są przybłędy, które właśnie rezydują w tamtym rejonie, a psycho-nożownik jest na wolności i może tobie i tobie (i tobie też) rozbić na głowie butelkę, namiot albo bank.

P.S. Przepraszam za nierówny styl: archaizowanie w paragrafie o teatrze i fraternizowanie się z rynsztokowym słownictwem w następnym, ale jestem rozchwiany emocjonalnie ;)

czwartek, 17 lipca 2008

Polecam

Płyty "73 Touches" i "Place 54" francuskiego kolektywu Hocus Pocus.

Już od dawna polecam - ale nadal bedę to robił - płytę Turnaua z piosenkami Przybory i Wasowskiego pt. "Cafe Sułtan" (z tym, że teraz jaram się piosenkami "Pod Twoim Oknem" i "Pejzaż Bez Ciebie").

Żeby nie było, że jestem homo czy coś, to polecam też płytę Gurala nową. W całości nie wchodzi, ale poszczególne tracki dobre. Tu singiel jakby coś.

Wyszła też epka Łony. Moim skromnym zdaniem nie jest najlepsza, ale to w końcu Łona, więc sprawdź to ziomku i ziomko. Tu singiel jakby znów coś.

Jeśli posiadłeś umiejętność czytania, to jakby ktoś jeszcze tego nie zrobił, polecam zapoznać się z Tomaszem Mannem i jego "Czarodziejską Górą". Jeślibyś już przeczytał tę książkę, wtedy zrób to po raz kolejny. Na pewno znajdziesz coś nowego.

Jeśli wyjeżdżasz na wakacje, to jak obliczył dr Zbigniew Nowecki z Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich i Kości Instytutu Onkologii w Warszawie, będziesz potrzebował kilograma kremu z filtrem na każdy tydzień, żebyś mógł mówić o skutecznej ochronie przed szkodliwym promieniowaniem. Polecam też nakrycia głowy i odpowiedni ubiór w rejonach "zakleszczonych" (Mazury!). Uwaga: Minister Nieskrępowanej Przyjemności ostrzega też, że jeśli miałeś więcej niż pięciu partnerów, z którymi uprawiałeś seks oralny, jesteś 3,5-krotnie bardziej narażony na zachorowanie na raka jamy ustnej lub gardła, niż osoby, które nie miały takich kontaktów. Minister zaleca używanie prezerwatyw, ja polecam wstrzemięźliwość.

Notatka do siebie: polecam remontowanie mieszkania, głupcze; zakup roweru trekkingowego, bo się lato skończy; pisanie tekstów na "Madripoor" i opowiadania do płyty, a nie tylko myślenie jakie to fajne będzie i oryginalne; w ogóle skończ myśleć i rób coś!

środa, 9 lipca 2008

Powrót do przyszłości

Drogi pamiętniku,
no daj spokój, koniec szkoły, trzecie studia zakończyłem i co robić, co robić, co robić mam, dokąd prostymi drogami powiodą słusznie moje stopy i czy nie zabraknie mi sił, bo czas poplątał kroki, jest łagodny i beztroski, ma zielone kocie oczy tak samo jak ty. Wiesz, taka refleksja końcowa młodego, utalentowanego i wykształconego na zakręcie. No, ale ogólnie bardzo wesoło było na tym studenckim wyjazdowym finiszu: dużo śpiewu i piwa, mniej tańca, najmniej nauki. Dobrym motywem był na przykład nasz czynny udział w brooklyńskiej radzie żydów o 4 nad ranem, co zobaczyć możecie m.in na niniejszych fotografiach:






Równie dobry był fakt mojej obecności na monodramie wybitnej, nie wiem jakiej, aktorki ukraińskiej. Oczywiście, przedstawienie w języku Tarasa Szewczenki. Czułem się trochę jak Chandler Bing na sztuce "Moja pierwsza miesiączka", ale w sumie jestem przyzwyczajony, bo często słucham wywodów kobiet, z których też nic nie rozumiem. Cóż, szkoda wracać, szkoda kończyć studia, zwłaszcza, że ostatni dzień tak cudownie słodko-mokry (czytelniku, nie słodź nigdy drewnianą łyżką, nie dawaj też posłodzić kobiecie, która mówi, że nie przesłodzi i zawsze zabieraj ze sobą parasol), że pojechałbyś na koniec świata, ata, ata, ata, ale życie pisze słabe scenariusze, więc spal żółte kalendarze, żółte kalendarze spal, wróć do krainy marzeń, gdzie zawsze wiosna trwa.


P.S. W powyższym tekście pojawiają się cytaty z piosenek "100 tysięcy jednakowych miast" Comy i "Żółte kalendarze" Piotra Szczepanika. Wszystkie prawa zastrzeżone, a co złego, to nie ja. Boże błogosław Antarktykę.




niedziela, 29 czerwca 2008

Fanatycy kultury

O malarstwo! Najpiękniejsza ze sztuk. Mógłbym opowiadać o tobie całymi godzinami. Niestety dzisiaj dane mi było tylko przez chwilę. Stało się to na zajęciach, gdzie dostaliśmy wydruki obrazów, które następnie mieliśmy omówić. Trzeba było powiedzieć co to za typ obrazu, jaki styl, jakie techniki, czy to kompozycja otwarta czy zamknięta i takie tam. My z kolegą dostaliśmy do omówienia portret. Na początku trzeba było powiedzieć czy to jest "realizm" czy może "surrealizm". Mieliśmy najnormalniejszą na świecie babkę namalowaną od pasa w górę, ale kolega mówi, że jest to z całą pewnością surrealizm. "Dlaczego?" - pyta ktoś - "surrealizm jest wtedy, gdy obraz przedstawia coś niepodobnego do rzeczywistości. Jestem przekonana, że jest to realizm". "Nie, to jest surrealizm. Ten koń, który jest tu namalowany, wygląda dokładnie jak kobieta" - odpowiada kumpel. Idziemy dalej. "Czy to kompozycja otwarta czy zamknięta?" Mówię - "otwarta". "Nie, nie, zamknięta, to portret przecież" - przekonuje babka. Nie daję jednak za wygraną - "jest otwarta. Po prawej stronie poza kadrem jest drugi koń".

piątek, 27 czerwca 2008

Wakacyjnie

Zakończyłem pracę, pozostała jeszcze edukacja nieszczęsna. Zdałem też na kontraktowego, ale to nie jest raczej powód do chwalenia się. Teraz się zbieram, bo jutro na prawie 2 tyg. do Krakowa jadę i trzeba się przygotować. Miłego lipca.

Hiszpania!

niedziela, 22 czerwca 2008

Viva Espańa!

Po wczorajszym dramacie czyli masakrze Holendrów w końcu dobra wiadomość: Hiszpanie wymęczyli półfinał. Grali słabo (Torres!), ale liczy się, że w końcu udało im się pokonać Włochów. Zobaczymy co będzie dalej bo Rosja jest w gazie, a na dodatek na pewno ma Hiszpanom coś do udowodnienia.

Dziwne rzeczy ostatnio się dzieją, bo mi wszystko wychodzi na opak. Na wianki się wybraliśmy do Krakowa, to się nam zagotowała woda w aucie i nie widziałem nawet łydki Jay Kay'a. Oprócz tego jakieś kwasy i inne niesnaski. A jak się dzisiaj przez pół godziny poczułem milionerem (przyszedł mi mail, że wygrałem milion ojro), to się szybko okazało, że to międzynarodowa szajka oszustów i szulerów. Pracuj se pan na to dalej w edukacji <-- blaza

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Polemiki

Bardzo śmieszne rzeczy. Znalazłem w Internecie dużo polemik dotyczących lokalnych spraw. To bardzo dobrze, bo znaczy, że ktoś się jeszcze tym śmietnikiem interesuje. Myślałem, że wszyscy młodzi wyjechali do Anglii, siedzą w Krakowie, a już z całą pewnością mają w uchyłku jelita grubego to, co dzieje się w tym zapomnianym przez kulturę, ale pamiętanym przez Boga mieście.

http://www.kwa24.pl/forum/index.php?c=1 http://www.wadowice24.pl/index.php?option=com_fireboard&Itemid=38 http://smdwad.blog.onet.pl/

Ogólnie trochę starych pieniaczy (z moim "ulubionym" Thorem), ale też sporo nowych, np. potomek Zegadłowicza jakiś młody, który założył w Wadowicach młodzieżówkę PO. W życiu bym się do nich nie zapisał (nie tylko dlatego, że nie jestem młodzieżą), ale się w sumie cieszę, że się chce cokolwiek robić młodym, bo jak tak się patrzy na listy wyborcze, to widać, że dno totalne; czasem się pojawią jakieś osoby przed 30-tką, ale jak się tak człowiek wczyta, to widzi zaraz, że to jakieś córki, synowie ludzi od basenów, działaczy regionalnych itd. Słowem, nepotyzm legitymizowany demokratycznie, czy coś. Ostatnią osobą, która miała się wkręcić we władze był niejaki Barcik, koleś trochę starszy ode mnie, ale słuch po nim zaginął, nie wiem.

Wracając do tej obecnie aktywnej młodzieży, to ja się cieszę niezmiernie, co już napisałem, i życzę im sukcesów. Nawet ostatnio na radnego zagłosowałem na gościa, który tam teraz działa, choć w sumie dość niepoważny, no ale ważne, że młody, z ambicjami i spoza układów (wg mojej wiedzy). Na razie robią jakieś dziwne akcje w stylu "zaprośmy dalejlamę", ale i fajne opcje jak np. film o Tischnerze. Mam nadzieję, że nie popłyną w jakieś niuejdżowskie jazdy i nie będą wielorybów wrzucać z powrotem do morza, ale że będą się powoli stawać poważną alternatywą dla obecnego układu.

Stary układ trzyma się dzielnie. Ja na polityce lokalnej i administrowaniu się nie znam, więc nie będę wydawał pochopnych sądów, ale z punktu widzenia jakichkolwiek atrakcji widzę, że stajemy się coraz bardziej zaściankowi. Jak widzę program tzw. Dni Wadowic, czyli zlepku cienkich imprez, które i tak są organizowane przez różne niezależne koła i stowarzyszenia, to mam ochotę się tam przejść i nakrzyczeć. Ale na kogo? Na sekretarkę?

Już Was uprzedzam z góry: jeśli ktokolwiek myśli, że będzie w tym roku Reggae Most (impreza, która miała się stać jakąśtam częścią alternatywnej promocji miasta i stałym punktem lata) na przyzwoitym poziomie muzycznym, to niech się puknie w głowę. Podaję prognozowane wytłumaczenia:

1. W tym roku, nauczeni doświadczeniem, postanowiliśmy skupić się na promocji młodych, ambitnych, a już świetnych wykonawców, którzy często nie mają możliwości zaprezentowania swoich umiejętności. Uważamy, że warto dać im szansę! (wariant dla ludzi z dobrym sercem)

2. W tym roku, nauczeni doświadczeniem, postanowiliśmy szerzej otworzyć się na kulturę alternatywną. Przy wtórze świetnych młodych kapel i soundsystemów, będziemy uczyć jak robić dready, malować na skórze i grać na bębnach. Odbędą się także warsztaty z żonglowania i fire show oraz pokazy capoeiry. Nie siedź w domu, najciekawsze rzeczy dzieją się w alternatywnym świecie! (wariant dla nonkomformistów i emo)

3. W tym roku, nauczeni doświadczeniem, postanowiliśmy bardziej zbalansować naszą ofertę kulturalną. Z tego powodu miała miejsce bardzo kosztowna ekspozycją, którą oglądać można w Muzeum Miejskim. Na przestrzeni roku odbył się również szereg imprez, w tym koncertów, które z pewnością podobały się głównie młodszym mieszkańcom miasta. By jeszcze ich dopieścić, organizujemy dla nich pożegnanie lata pt. Reggae Most. Na festynie zaprezentują się zespoły wokalno-instrumentalne z okolic Wadowic. Serdecznie zapraszamy! (wersja półprawdziwa dla Twojej mamy i babci)

4. W tym roku, nienauczeni niczym, postanowiliśmy odłożyć wszystko na ostatnią chwilę. Znów nie mamy pieniędzy, a wszystkie zespoły mają już zajęte terminy. Uwierzycie? W wakacje? Na miesiąc przed koncertem? Poza tym, mieliście w tym roku Happysad, no i Avocado! Pierwsze spotkanie wolontariatu na tydzień przez imrezą. Kochani, ratujcie! (wersja prawdziwa?)

Myślicie, że która z wersji będzie oficjalną?

piątek, 13 czerwca 2008

Dajcie spokój

Ej, no ja też nie jestem zadowolony, że tylko zremisowaliśmy z Austrią i ja też sądzę, że Webb podjął złą decyzję, ale te obrazki z porównaniami do Hitlera, z napisami "twój dom już się pali" czy "sezon polowań na Howarda czas zacząć" plus jakieś nagrobki "1971-2008" to już jest spora żenada. Bez kitu ludzie. Graliśmy wielką kupę przez cały mecz. Pierwsza połowa to żałość - zamknęli nas i bawili się jak z dziećmi. No, a Austriacy to mają może dobrych kompozytorów, ale nie piłkarzy. To nie Brazylia.
Holandia przed chwilą pięknie. Personalnie bardzo mocni, a w odróżnieniu od innych imprez, kiedy wewnętrznie byli zawsze w stanie permanentnej wojny (piłkarze z trenerem, fizjolog z masażystą, czarni z białymi, biali katolicy z białymi protestantami, czarni z Surinamu z czarnymi z Antyli itd. - wymyśl sobie jakąkolwiek konfigurację), tym razem wydają się być zgrani i zjednoczeni.
Zobaczymy jutro jak moja Hiszpania:)

środa, 11 czerwca 2008

Jest bajer

Żeby umilić Wam siedzenie tu, dodałem odtwarzacz mp3. Będę do każdego posta dodawał po parę kawałków. Dzisiaj Chaka Khan, Sarah McLachlan, Gavin DeGraw, Prince i Jacksonowie. Bajer, no nie?

niedziela, 8 czerwca 2008

Futbolowo

Znów się to stało. Zawsze - przynajmniej z nami - wygrywają Niemcy. Kurcze, w sumie nie wyglądało to tak tragicznie jak np. ostatni mecz z mistrzostw świata, choć wynik, niestety, gorszy. Zawsze mieliśmy gigantyczne problemy z organizacją gry, lukami między formacjami i takimi tam piłkarskimi niuansami, ale za to nadrabialiśmy twardością. Dzisiaj z kolei Niemcy zagrali dużo ostrzej, często udanie kontrowali i załatwili nas naszą bronią, można powiedzieć. Zawiedli mnie niestety Maciek Żurawski, który jest w ogóle moim ulubionym zawodnikiem reprezentacji, ale trzeba przyznać, że to już jego trzeci wielki turniej i za każdym razem zawodzi, a także Jacek Krzynówek, który z kolei przyzwyczaił nas, że zawsze gra na niezłym poziomie, ale od kogo jak od kogo, ale od zawodnika tak doświadczonego wymagalibyśmy, żeby dał przykład spokoju i opanowania, a zagrał mega nerwowo, piła mu co chwilę odskakiwała, wdawał się w beznadziejne dryblingi itd. Smolarek też nie pokazał niczego specjalnego, ale po prawdzie nie miał ku temu wielu okazji. Obrona bardzo niepewna. Pułapki ofsajdowe - żałość. Szkoda, że Beenhakker nie zdecydował się wziąć bardziej doświadczonych obrońców vide Głowacki, bo trzęsę cały portkami, co się może stać jeśli będzie musiał grać np. Kokoszka. Brakuje wartościowego zmiennika dla Krzynówka, brakuje snajpera, bo cała czwórka: Żurawski, Smolarek, Saganowski i Zahorski to są raczej cofnięci napastnicy, którzy potrzebują jednak sporo miejsca, a na takim turnieju o to miejsce jest trudniej niż w Grecji, pierwszej lidze angielskiej czy u nas na wykopkach. Z pozytywów, to na pewno Roger, który pokazał parę ciekawych zagrań i myślę, że warto by było dać mu szansę od początku meczu. O dziwo, Łobodziński, który miał parę ładnych rajdów, ale gasł z minuty na minutę. Boruc potwierdził tylko klasę, co mógł wybronić to wybronił. Dudka jak zawsze trochę głupich strat, ale i parę ładnych rozciągnięć gry. Lewandowski dobrze w odbiorze, ale na Boga, niech on nie strzela przy każdym kontakcie z piłką bliżej niż 40 metr. U nas w Polsce każdy zna się na piłce, więc nie będę mędrkował, ale może być dobrze w następnych meczach, bo momentami to się trzymało kupy i piłka ładnie - tak jakby "niepolsko" krążyła. No, ale Niemcury dużo lepsi: piłkarsko, taktycznie, kondycyjnie i mentalnie. Co zrobić. Nie tym razem.

Myślę nad nową płytą

Ja 1:52:26
teledysk se nakręcę chyba jak się golę
Pani na "B"1:52:52
a to o tym ta plyta?
Pani na "B" 1:52:58
:P
Ja 1:53:11
tak
Ja 1:53:19
tracklista
Ja 1:54:28
1. Golenie nóg feat. Mariah Carey
2. Golenie pach feat. Ricky Martin
3. Golenie rąk feat. Robin Williams
4. Golenie jaj feat. Ciciolina
5. Bonus: Golenie goleni
Pani na "B" 1:55:24
twoje poczucie humoru
Pani na "B" 1:55:28
powala
Ja 1:56:00
dzięki
Ja 1:56:12
oddech też
Ja 1:56:15
:P
Pani na "B" 1:56:43
kurcze glodna jestem
Pani na "B" 1:57:01
ide po cos do kuchni
Ja 1:57:07
ok

wtorek, 3 czerwca 2008

Łał

Szybki wpis. Jest kolejny cud ekipy Tuska. Ceny wystrzeliły jak Crystale w teledyskach Jaya-Z. Lane piwo już kosztuje 5,5 w lokalu na "R", a 6 zł w na "N". Inflacja powyżej 4 procent, paliwa drożeją, rząd nie zgadza się na obniżenie akcyzy, podpierając się rzekomym zdaniem KE, słowem: żenada. Wracając do piwa, to ból jest tym większy, że jest to jeden z podstawowych składników żywieniowych pokolenia wyżu lat '80.

Nie wiem dlaczego, ale w Wadowicach uważa się, że jesteśmy takim "małym krakówkiem". Mieszkania są dużo droższe niż np. w podobnej wielkości Andrychowie i Kętach, a nawet niż w eks-wojewódzkim Bielsku. Tak samo z innymi towarami. Szkoda, że zarabiamy pewnie średnio z 30% mniej niż w Krakowie. A Wy, po ile macie piwo?

Zeby nie bylo, ze jestem niezespolowy. Drugi od prawej - Kal :)

wtorek, 27 maja 2008

Koniec maja

" Czas zap#$*ala jak nawijał Lee Majors.
Ciekawe, kiedy mieć będę pracę i pager..." (Smarki Smark, Kawałek o życiu)

Na razie mam mieszkanie. Lokacja: centrum, rozmiar: trochę większy niż mój obecny pokój, stan: przedzawałowy. Muszę nakupić dużo pierdółek z IKEI, bo wtedy będzie sprawiać wrażenie, że jest zadbane. Dobrze by było również dostać jakiś posag (baba też się przyda - do ogarniania) czy coś, bo na razie słabo to widzę finansowo. No chyba, że zaprosisz mnie na koncert. Prostytuuję się nawet na dożynkach i weselach, czytelniku.

Aha, mała uwaga: muszę napisać sprawozdanie z praktyk. Jeśliby znalazł się tutaj jakiś nauczyciel chętny do pomocy, to bardzo proszę o radę jak się to robi. To, czyli sprawozdanie pisze. O robienie innego "tego" nauczycieli nie podejrzewam.

+ dziś niezły numer: zaproponowano mi zagranie supportu przed Firmą. Taa, dobrze, że nie przed walką Popka.

Uwaga: śmieszne!

http://pl.youtube.com/watch?v=b6Gdg9hhOas

czwartek, 22 maja 2008

Real znów wielki

Trochę mi zeszło zanim to obwieściłem, ale niech będzie: Real Madryt mistrzem Hiszpanii w sezonie 2007/2008! Słowem, król wrócił na tron. Po 4 latach posuchy, to już drugi z rzędu tytuł mistrzowski wywalczony przez klub z Madrytu. Nie wiem jak wy, ale ja się np. bardzo cieszę, czemu wyraz dałem zakupując koszulinę z minionego sezonu. Oczywiście mojego ulubionego zawodnika, najlepszego prawego obrońcy świata (spróbuj się kłócić!), Sergio Ramosa.


News z obozu świeżo upieczonych mistrzów: za 10 mln euro kupiony został młody argentyński środkowy obrońca Ezequiel Garay. Ładnie, szczególnie, że zimą krążyły pogłoski, że poszedł do srarcelony. Za 18 mln. Wydaje mi się, że może powtarzać się sytuacja sprzed paru lat, tyle, że teraz wygląda to odwrotnie: opromieniony sławą mistrza i posiadający dobrą atmosferę Real przyciąga zawodników, natomiast upokorzona Barca nie wydaje im się być atrakcyjnym miejscem dla rozwoju kariery. Nie przeszkadza mi to wcale :)

Udanego długiego weekendu życzę.

poniedziałek, 19 maja 2008

Nareszcie koncertowo

Przegapiłem największe wydarzenie w Wadowicach od czasu przyjazdu Benedykta XVI, czyli gościnny występ Iwana (Ivana?) Komarenki, ale za to lansowałem się w środkowej Polsce. Saint Systemowo, choć bez Kuby1200, za to z moim jah laptokiem, więc disko jak się patrzy. Była okazja zapodania nawet 'Białego Misia' na riddimie My Baby, za co dostałem z kolei należny szacunek od barmana. Przy okazji podaję dobre hasło: "ide ściągnąć kreskę za bar"; świeże, piotrkowskie. Zimna, twarda pizza + miłe towarzystwo (pozdrawiam J. i M.), to od dziś eksponaty Piotrkowa T. w muzeum mojej pamięci.

Widzieliście rozpiskę Dni Wadowic? Czy tylko ja mam poczucie żenuy?

Aha, specjalnie dla psychofanów - filmiki z Deesela na słupskich juwenaliach:

http://pl.youtube.com/watch?v=XaZl5czjVw4
http://pl.youtube.com/watch?v=jsPurLNF71Q
http://pl.youtube.com/watch?v=mfT2kevbjjg

czwartek, 15 maja 2008

Zmiany

"Najwyższa pora na zmiaanyyy, ale o tym musicie zdecydować samiii" jak śpiewał Grizlee z EWR. Nowy mam blog, którego ubóstwo wizualne rozwala mi serce, będę miał nową pracę, przeprowadzam się itd. itd. Wiary i "orientacji" nie planuję na razie zmieniać, ale kto wie, hehe.
Muszę się też reaktywować nagrywkowo, były plany by Fundamental odpalić na nowo, ale na razie projekt osiadł na mieliźnie; w wakacje na bank będę coś próbował pośpiewać, bo teksty mam i "przyjemny głos" też, to grzechem by było tego nie wykorzystać.
W tym tygodniu z sound systemem jedziemy gdzieś - zawsze zapominam nazw miast - chyba do Piotrkowa Trybunalskiego. Ksywkę sobie muszę wymyślić nową do tego rege...

środa, 14 maja 2008

Pierwszy post

No zobaczymy jak to tu będzie działać i czy jest bezpiecznie. Choć przed trollami najlepiej się uchronić nie wystawiając się na ich widok;)
Aha, miałem napisać coś o estetyce, ale przez te wszystkie perturbacje nie miałem głowy. Obiecuję, że się poprawię. A dla wszystkich "sępów miłości" zamieszczam fajną piosenkę - dowód, że da się pisać o różnych rzeczach. Nawet filozofii :)


http://pl.youtube.com/watch?v=2p0DuQV_XyY


Kurde, szkoda, że się tu nie da tak tego ładnie wkleić jak na Wordpressie. A może się da...