środa, 22 lipca 2009

Co za życie

Siedzę i robię wszystko, żeby nie robić nic (ciekawe!). Miałem nawet nie pisać, ale pisanie jest lepsze niż malowanie. Farby kupiłem dwa dni temu, pędzle wziąłem dzisiaj, więc chyba na ten tydzień dość roboty. Ogólnie mieszkanie samemu ma i nawet swoje plusy, ważne, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów. A tak na poważnie, to w sumie spokojnie, kablówkę mam i oglądam Miami Ink trzy razy dziennie. A nocą amerykańskiego choppera, choć to w sumie głupie. A w dzień jeżdżę na rowerze i marzę o karierze, bo nagrałem nowy kawałek i jest zły. (To zdanie z pewnością uda mi się zacząć inaczej niż od "a") Spore zaskoczenie (uff!), bo ilekroć nagrałem hip hopowy kawałek i puszczałem sobie np. jakiegoś Łonę czy Mesa dla porównania, to dalej mi się podobało. A teraz nagram jakieś rege, puszczam Buju Bantona (a nawet mojego nowego zioma ze Szwecji, Mbanginiego) i czerwienię się ze wstydu. Chyba się poddam, tym bardziej, że dostałem wczoraj dobry hip hopowy bit z kopem i napisałem do niego zwrotkę. Waham się też czy śpiewać w tę sobotę w Office Pubie w Wado, bo miałbym być supportem dla DSL. Nie chcę ich zniszczyć. Tak czy inaczej - zapraszam na 19.

piątek, 10 lipca 2009

O szacunku do osoby

„Szacunek, man” – rzekł jeden ziomal do drugiego ziomala. „Miłość i szacunek!” – krzyknął znany wokalista reggae do publiczności. „Szacunek do Boga i człowieka jest podstawą naszej wiary” – wygłosił z ambony duszpasterz. Ze wszystkich stron padają zapewnienia o „wzajemnym szacunku”, „poszanowaniu odmienności” itp. Czy rzeczywiście jesteśmy pełni szacunku? Do czego? Jak to okazujemy? Bardzo często zdarza się, że szanujemy kogoś za coś co w danej chwili zrobił. I słusznie, postawa człowieka realizuje się w pełni w jego czynach. Można pitolić o tym jakim się jest odważnym, ale dopiero w sytuacji zagrożenia dochodzi do weryfikacji tych słów. Taki szacunek przychodzi nam łatwo. Jest - może nawet bardziej trafnie - podziwem. Dużo trudniej przychodzi nam jednak szacunek do ludzkich postaw i pasji. Bo nie jest on automatyczny, nie jest spektakularny. Wymaga dozy refleksji: oddzielenia bodźca i skutku (jak w przypadku szacunku do czynu), głębszego osadzenia w jakimś systemie aksjologicznym, wreszcie – porównania z tym, co człowiek sam uważa za słuszne i godne szacunku.* Twierdzę, że o ile pierwszy typ szacunku jest dzisiaj powszechny, to ten drugi mocno podupadł. Rzadko słyszę w swoim towarzystwie zdania: „cenię go, bo poświęcił większość swojego życia na naukę i jest mądrym człowiekiem”, „cenię go, bo jest osobą dotrzymującą słowa”, "szanuję ją, bo jest dobrą matką", czy może (tu osobisty wtręt) dlatego, że „od wielu lat stara się realizować swoją pasję, to słychać i robi to na poziomie”. Co krok można natomiast spotkać się z uwielbieniem, bo ktoś coś kupił, bo kogoś zbił, bo coś ma, bo kogoś "wyhaczył". Podobnie jest nie tylko w relacjach z obcymi, ale i w rodzinach i związkach. Generalnie nadal tak jest, że dzieci szanują rodziców za to, że są dobrymi rodzicami, ale niestety zdarza się i tak, że mama i tata są o tyle fajni, o ile kupili mi nową zabawkę czy zabrali mnie w fajne miejsce. Jeśli nie, są głupi. O ile jednak w przypadku dzieci można to usprawiedliwić, tak w przypadku dorosłych jest to trudniejsze do zaakceptowania. Na przykład dziewczyna ceniąca swojego chłopaka tylko za to, że mówi jej komplementy, obdarowuje prezentami i zabiera do drogich knajp, nie zachowuje się, moim zdaniem w porządku. Ok, kiedy ją obdarowuje, niech będzie szczęśliwa i wdzięczna, ale niech pamięta, że szanować powinna go za co innego: jaki jest, w co wierzy, co sprawia mu przyjemność, co go zasmuca, jakie ma cele i plany. Powtarzam: nie twierdzę, że ten pierwszy rodzaj szacunku jest mało wartościowy, bo tak nie jest. Cenię bardzo np. osoby, które podjęły się trudu organizacji festiwalu, który dzisiaj się odbędzie. Nic o nich nie wiem, oprócz tego, że poświęcą swój czas i energię dla fajnego wydarzenia, a dzieciaki odniosą jeszcze (a może przede wszystkim) korzyść. Pytanie jest następujące: tylko czy ktoś szanuje mnie za te 10 lat nagrywania, kilka płyt, kilkadziesiąt koncertów w całej Polsce i nie tylko, za to, że uwielbiam przekazywać swoje emocje na płytach i na koncertach, i najważniejsze: że robię to dobrze?**



* W ogóle to jest głębszy problem dzisiejszych czasów, który znajduje odzwierciedlenie w języku. Np. slogan „I’m lovin’ it” kampanii McDonalda można traktować w kategoriach żartu i błędu językowego. Można też spojrzeć jako na upowszechnianie się form „tu i teraz” w odniesieniu do uczuć, które do tej pory były czymś stałym. „I love you” oznaczałoby, że „kocham cię na dobre i złe, kochałem wczoraj, kocham dzisiaj i zakładam, że nadal będę cię kochał”. „I’m loving you” natomiast: „kocham cię w tym momencie, spotkaliśmy się dzisiejszego wieczora, jest fajnie, potańczymy, potem będziemy się kochać, a potem pewnie każdy z nas pójdzie w swoją stronę”. Podobnie można by skonstruować formę „I respect you”, czyli to, co powyżej opisuję jako szacunek do osoby, do postawy, do pasji, natomiast błędnie brzmiące gramatycznie „I’m respecting you” oznaczałoby szacunek „tu i teraz”, szacunek do jakiegoś czynu, reakcji, stroju itp.


** Cały ten przydługi wywód, zupełnie bez sensu, bez należytej formy i treści, która powinna towarzyszyć tak poważnemu zagadnieniu jest tylko przykrywką do ostatniego zdania. Tak, jest to osobista niechęć. W końcu to blog – pisanie o osobistych sprawach, tak czy nie?!

wtorek, 7 lipca 2009

La amaro vita, la dolce vita

Przestałem pracować na pewien czas w ogóle. Zakończyłem jedną z prac w szczególe. Pewnie uderzy mnie to po kieszeni co nieco, ale coś za coś. No, ale droga czytelniczko, nic to, bo i tak:


Rememba. Dzisiaj musiałem się też pożegnać z wszystkimi kasetami magnetofonowymi i winylami, jakie udało mi się zgromadzić podczas mojego raperskiego okresu. Smutne, ale i tak nie miałbym tego na czym odtwarzać, a trzymać tak tylko, żeby trzymać, to trochę bez sensu. Haha, a na starych kasetach do kamery odnalazłem jakieś koncerty sprzed 5 lat czy więcej, gdzie K. jest hardkorowcem i jedzie Liścia, albo jak kręcimy klip do antynarkotykowego (!) kawałka na dachach garaży na Skarpie i mam kręcone długie włosy i wąs. Ajajajajajaj Puerto Ricoo. Albo "dokument" o hip hopie w Wadowicach, gdzie chodzimy z Alpim po mieście, po wsi i siedzimy w piwnicy i gadające głowy, że "było ciężko" i że "jesteśmy pionierami". Na pewno nie fryzur. Żenua.