niedziela, 24 sierpnia 2008

Andegrand

Mój najserdeczniejszy przyjaciel przeżywa ostatnimi czasy miłość w "undergroundzie", czego mu absolutnie nie zazdroszczę i jest mi niezmiernie przykro z tego powodu, ale ja ostatnio przeżywam w undergroundzie absolutnie wszystko. Temat miłości już pozostawiam, bo co może taki cynik-prześmiewca o tym wiedzieć, no, a poza tym, słyszałem gdzieś kiedyś mądre stwierdzenie, że pisać o miłości, to jak tańczyć o architekturze (wgoogluj se, Internauto, kto to powiedział) i ja się z tym w pełni zgadzam. Miast tego, napiszę o mojej podziemnej działalności artystycznej, bo to jest spory cios jak dla kogoś z 10-letnim stażem.

Wczoraj grałem - umówmy się - "koncert" w pobliskim mieście (sorry za cudzysłowy, ale parę ich się jeszcze pojawi). Byłem z kumplem i zanim zacząłem grać powiedział coś takiego: "ej, no to przypomina te podziemne imprezy sprzed paru lat". Faktycznie przypominało. Będzie nieźle, myślę. W trakcie mojego "występu" na sali było ze 30 osób. Ja tam nie narzekam - to więcej niż na moich dzisiejszych imieninach, więc w sumie hucznie, ale najgorsze jest to, że była to sala z krzesełkami (coś a'la kinowa) i "publika" zgromadziła się na samym tyle, światło zgaszone, młodzież, no to się zajmują swoimi sprawami, a nie jakimśtam Breffem, który śpiewa o abstrakcyjnych w sumie sprawach (przynajmniej z punktu widzenia bieżących potrzeb młodzieży szkolnej). Najżałośniejszym pozostaje wcale nie fakt, że po 3 kawałku była przerwa w dostawie prądu, ale że podczas tej przerwy dużo osób wróciło na salę po uprzednim jej opuszczeniu (w trakcie tych 3 kawałków), bo wreszcie można było pogadać w spokoju. No, ale dokończyłem ładnie mój performens, opowiedziałem parę śmiesznych rzeczy między piosenkami, żeby się samemu poczuć raźniej (bo dj poszedł gdzieś i sam sobie na tej scenie stałem i puszczałem muzykę z jego komputera), przełknąłem wstyd i ostatnie łyki piwa i zszedłem w ciszy. Dobranoc Kalwario.

W tym tygodniu Reggae Most w Wadowicach i chciałbym powiedzieć, że tam zagram, ale coś się obawiam, że mnie wykolegują. Wtedy zejdę najprawdopodobniej już do totalnego undergroundu. Pożycz saperki...

P.S. Imprezę uratował Kal. Mistrzowski wolny. Zajawka. Szacun.
P.P.S. W tym roku obchodzę 10-lecie działalności artystycznej. Przyjmuję wieńce, kondolencje, wyzwiska i propozycje słabych koncertów.
Polska Partia Socjalistyczna cz. 3. Tomo, bez urazy. Szacun za wszystko i dzięki za zaproszenie. Kto mógł wiedzieć, że tak wyjdzie. God only knows.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

W tym "centrum qultury" dzieci się dobrze na "Alwinie i wiewiórkach" bawiły. Ewentualnie na "Harrym Potterze".
Szkoda, że nie wiedziałam wcześniej. Przybyłabym się pożegnać z tym obiektem.