w plecy i źle mi się schyla i kuca, a dzisiaj np. z dziećmi jakieś zabawy musiałem robić, że klaszczą w ręce, siadają na ziemi, podskakują, no i ja oczywiście z nimi, dusząc w sobie krzyk bólu (fizycznego, metafizyczny duszę od pewnego czasu) i nie okazując po sobie, że coś mnie boli, żeby nikogo nie wystraszyć (znasz to, nastolatku?). Takie życie, drogi pamiętniku. Poniedziałki i wtorki mam takie, że kończę pracę o 19:05, a we środę na ósmą se wstawaj. Ech, a niektórzy siedzą na podratowaniu zdrowia i może nie plują, ale śmieją mi się w twarz. Wczoraj czytałem ciekawe "przesłanie do nadwrażliwych" i naprawdę pomyślałem, że fajnie by było być wrażliwcem, bo jest to zaszczytne i dumne znoszenie świata, na który się łaskawie spogląda z góry. Z wyższością ale i melancholijną samotnością. Hehe, brzmi jakby nie miał kto pisać do pułkownika, co nie, wrażliwy czytelniku literatury iberoamerysrańskiej? No, ale nie jestem, świat jest wysoko nade mną, a wszyscy pułkownicy kończyli studia w Moskwie a nie Hawanie. Bądź pozdrowiony.
środa, 24 września 2008
Coś mi się stało
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
wow wow.
breffciu już nawet kwiatki dostaje od młodocianych fanek.
co to będzie gdy dorosną...
jestem zazdrosna! :)
buziaki
a gdzie ja napisałem, że niedorosła? to studentka 3 roku ;)
Prześlij komentarz