sobota, 26 lipca 2008

La Chevre

Nie mogę jeździć samochodami jako pasażer. Postanowione. To jest zbyt niebezpieczne. Z takim pechem, w ogóle nie powinienem wychodzić z domu, a nie, że sobie jestem uczestnikiem ruchu jak każdy inny.

A było to tak... Wczoraj jechałem z P. po raz drugi w życiu. Za pierwszym razem, gdy jechaliśmy na Wianki do Krakowa, zagotowała nam się woda w chłodnicy i zamiast Jamiroquai zobaczyłem tylko stację benzynową, toaletę w chińskiej knajpie i kłęby dymu spod maski. Wczoraj pojechaliśmy do Bielska na kręgle i los był jeszcze mniej łaskawy t.j. mieliśmy mały wypadek na jednym ze skrzyżowań. Szczęśliwie, drugi samochód uderzył nas na wysokości koła, a nie metr dalej, bo słowa te pisałbym ze szpitala (jeszcze lepiej, że nie był to autobus, bo "deszczowe piosenki" byłyby ostatnimi jakie można tu było usłyszeć). No, ale tak czy inaczej, sporo nerwów, lawety i zapieprzanie z buta na PKP. A potem browar, browar i parę browarów i śpiewanko piosenki przedwojennej "i słoowików cały chóóór, będą tobie cudne bajki śpiwać aż do samych zóóórz, dobranoc, oczka zmruż" w pociągu (bo nie byłem w wojsku) i inne takie.

Przepraszam wszystkich górali-powodzian. Z moim pechem nie powinienem był też kupować roweru. Ale to wszystko wyschnie...

Brak komentarzy: